wtorek, 24 maja 2011

Ojojoj!

Od kilku dni Cheeky Elf bezskutecznie zmusza mnie do napisania posta na blogu. Powtarza mi, że jeśli nie będę robić tego systematycznie, to stracę motywację prowadzenia Cheekylandii, a tym samym nie będę w stałym kontakcie z Czytelnikami. Byłabym niemądra, gdybym mu zaprzeczyła. Z drugiej strony - pisanie własnych książek pochłania mnie do reszty i nie jestem w stanie się rozdwoić. :( Nadmienię tylko, że wspólnie z wydawnictwem Novae Res przygotowuję drugą część opisującą przygody Cheeky Elfa (nie uwierzycie, Cheeky Elf jest dumny jak paw!)!!!

Dochodzi do tego czytanie książek innych pisarzy. Przez ostatnie kilka dni nie mogłam oderwać się od książki Alexandra McCall Smith pt. "The No.1 Ladies' Detective Agency", aż do dnia dzisiejszego, kiedy dobrnęłam do jej końca i zawołałam "WOW!" Tak, moi drodzy, książka wzbudziła we mnie prawdziwy podziw!!! Czytanie książki w oryginale, czyli po angielsku, to ogromna przyjemność, jaka może mnie ostatnio spotkać. W wolny dzień pobiegnę do biblioteki w centrum miasta i wypożyczę drugą jej część. Boże! Już nie mogę się doczekać...

Skończyłam też czytać "Angel" Cliffa McNisha, która niestety nie zachwyciła mnie tak jak książka A.McCall Smith. W najbliższym czasie postaram się szerzej zrecenować obie pozycje.

A tymczasem...

... pozdrawiam i życzę dobranoc!

czwartek, 19 maja 2011

Od książki do książki

Aktualnie czytam dwie książki! Nie wiem co ostatnio dzieje się ze mną, ale nie umiem obojętnie przejść koło biblioteki i nie wypożyczyć nowej pozycji...

A oto książki, które czytam:
z biblioteki w Bury
z biblioteki w Bury

A Wy co teraz czytacie? I w jakim języku?

Ps. Cheeky'mu Elfowi też coś wypożyczyłam, ale o tym wkrótce!

środa, 18 maja 2011

Dzień autora książki cz.3

Uff, w końcu mogę powrócić do przerwanego postu.

Dlugopisarko, dzisiaj odpowiem na Twoje pytanie. Pamiętasz jak kiedyś zapytałaś mnie o radzenie sobie z pisarską blokadą? Jak z nią walczę? U mnie wygląda to następująco:
a) najlepszym na to lekarstwem jest muzyka. I nie chodzi mi tutaj o jakiś pop czy rap, o nie! Mam na myśli - ścieżkę dźwiękową do filmów. Flety, skrzypce, trąbki, wiolonczele, bębny itp.itd. Uważam, że ten rodzaj muzyki, a nie inny - pobudza wyobraźnię, potrząsa umysłem pisarza oraz niesie z sobą wiele różnych emocji, od radości do smutku, od łagodności do gniewu... Wszystko co tak naprawdę autor powinien czuć i w co powinien ubrać swojego bohatera. Dotychczas moją ulubioną muzyką filmową jest ścieżka dźwiękowa do takich filmów jak: Titanic, Gladiator, Podwójne życie Weroniki, King Kong, Avatar, Ostatni Mohikanin, Braveheart, Pasja (och, brakuje czasu na wypisanie wszystkich filmów, przepraszam!). Muszę jednak przyznać, że jeden kawałek zawładnął moim sercem na zawsze i mogłabym słuchać go bez przerwy, a jest nim ostatni utwór na płycie z filmu Pasja: "Resurrection". Polecam! Słuchając go, widzę oczami wyobraźni scenę z mojej książki - książki, którą na pewno kiedyś skończę pisać... ;)
b) innym sposobem na niemoc pisarską jest wyjazd, czasami wystarcza jednodniowy. Śpiew ptaków, szelest drzew, zapach świeżo ściętej trawy i szum wody - cokolwiek co wpływa pozytywnie na mój nastrój! Raz wystarczyło, że zobaczyłam sarnę pijącą wodę ze strumyka...szkoda, że w takich chwilach nie mam w zasięgu ręki żadnego długopisu do pisania
c) ucieczka w świat fantazji widziany oczami innego pisarza. Książki, książki i jeszcze raz książki... często nie mogę się od nich oderwać... i one też często "namawiają" mnie do tworzenia własnych historii

Podsumowując to co napisałam - na odblokowanie mojego umysłu wpływa: dobra muzyka, wyjazd lub dobra książka. Można do tego dodać: filiżankę cappuccino oraz relaksacyjną kąpiel przy świecach.

Och, ale się rozmarzyłam...

sobota, 14 maja 2011

Już dzisiaj!

Oto nowy projekt, o którym wspominałam. Cheeky Elf jest twórcą tekstu. Miłego czytania!

http://cheekyelf.podkamien.pl/nr-01.pdf

 Pozdrawiamy!

Ps. Dziękujemy też "naszej redakcji" za wszelką pomoc! xx

Już wkrótce!

Proszę bez bicia, ale dzisiaj odpuszczę sobie pisanie długiego posta i wybaczcie też, że nie pojawiła się jeszcze trzecia część z Dnia Autora, ale... No właśnie, co ale?

Mam wytłumaczenie - posłuchajcie proszę!

Kilka tygodni temu zrodził się w głowie nowy pomysł. Właściwie to nie w mojej głowie, a w głowie Cheeky Elfa! Pewnego popołudnia wpadł zmachany do mojego pokoju przez otwarte okno i wylądował na książce, którą właśnie czytałam.

"Słuchaj" rzekł, ciężko dysząc. "Dzisiaj z samego rana miałem gościa..."
"Fantastycznie, niespodziewany gość to okazja do wzniesienia toastu" odrzekłam z nutką ironii i strąciłam go z książki na pościel. Powróciłam do czytania.

"To nie wszytko" ciągnął Cheeky Elf, z powrotem wskakując na moją książkę. "Nieznajomy przedstawił mi propozycję"
"Fantastycznie, nie mogę doczekać się, kiedy ją usłyszę." odparłam i ponownie strąciłam go z książki.

Nagle Cheeky Elf złapał moją książkę, wyrwał mi ją z rąk i... nie uwierzycie!, z rozmachem rzucił ją w drugi kąt pokoju.
"Tego już za wiele!" krzyknęłam i poczerwieniałam na twarzy ze złości. "Ostatnio jesteś nieznośny, nie wiem co się z tobą dzieje..."
"Ja wiem natomiast co się dzieje z tobą!" warknął Cheeky Elf w moją stronę. "Myślisz, że inspiracja cię opuściła, ale ja mam dla ciebie nowy pomysł. Pomogę ci wyrwać się ze szponów niemocy. Słuchaj uważnie!"

Słuchałam uważnie i posłusznie, bo jeszcze nie widziałam Cheeky Elfa tak na mnie wściekłego.
Następnie przyznałam mu, że pomysł jest świetny i przez kilka dni intensywnie nad nim pracowaliśmy. Już niedługo dowiecie się co dla Was przygotowaliśmy! ;)

środa, 11 maja 2011

Dzień autora książki cz.2

Czas na kontynuację posta sprzed dwóch dni! :)

Internet to dobre źródło informacji, ale moim zdaniem - wcale nie najlepsze. Zdarza się, że przez calutki tydzień dokładnych poszukiwań nie mogę znaleźć tego co szukam. Co wtedy robię? Idę do biblioteki i buszuję wśród książek w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, dopóki nie znajdę. Mam szczęście, że mój przyjaciel Cheeky Elf często mi pomaga... bez niego nie zawsze dałabym sobie radę ;)

Dobra, wyobraźmy sobie, że znaleźliśmy już tego co szukaliśmy. Pytanie: co dalej? Nie zapominajmy, że pisarz ma też dobre i złe dni! Ni z tego ni z owego, autor książki zostaje poddany próbie - pojawia się tzw. "pisarska blokada". Sądzę, że każdy to przeżywa! Nagle wszystkie pomysły legną w gruzach, a człowiek zastanawia się czy dobrze wybrał (czy nie lepiej było zostać lekarzem albo naukowcem?).

Wiem co mówię. Nadeszły dni, kiedy mówiłam stanowczo: "Nigdy więcej" i chowałam laptopa pod łóżko. Mijały dni, czasami tygodnie (raz zdarzyło się, że minęło kilka miesięcy), a ja nic nie wyprodukowałam - jednym słowem, zajęłam się przyziemnymi sprawami. Nagle - tak szybko jak nadeszła - blokada ustępowała, a mój świeży umysł zaczynał przesyłać mi dziwne wizje, obrazy, znaki (nazwijcie to jak chcecie!). Próbowałam się bronić (ciekawe dlaczego?), wmawiałam sobie, że to tylko chwilowe. Co za bzdura! W końcu nie wytrzymywałam i wyciągałam laptopa... Przygoda z pisaniem znowu się zaczynała, a ja pisałam jak opętana, spragniona potoku słów, głodna jak wilk (nazwijcie to jak chcecie!).... Wręcz, nie mogłam się oderwać od komputera - jakby złośliwy chochlik posmarował moje palce "super glue" :)

W takich momentach ekstazy powstają najlepsze fragmenty moich książek dla dzieci!

cdn.

wtorek, 10 maja 2011

Dzień autora książki cz.1

Na stronie nakanapie.pl odbyła się moja rozmowa z Czytelnikami. Jedna z Pań zadała mi pytanie, które dzisiaj postanowiłam nieco rozwinąć. Pytanie brzmiało: Jak wygląda dzień pisarki?

Wydaje mi się, że dzień każdego pisarza przedstawia się nieco inaczej. Niektórzy zaczynają dzień od czytania porannej gazety, inni - od śniadania, a ja - najczęściej - od filiżanki cappuccino albo kawy. Nie wyobrażam sobie pisania książek, krótkich opowiadań albo po prostu notowania w moim specjalnym zeszycie z suchym gardłem. Cheeky Elf siada tuż obok mnie z kubkiem gorącej czekolady i wpatruje się rozmarzonym wzrokiem w niebo za oknem. Robię to samo! Jesteśmy podobnego zdania - pomysły płyną stamtąd, cokolwiek oznacza "stamtąd"! KTO mi je podsuwa? Możemy się tylko domyślać, moi drodzy! :)

Po wypiciu całej zawartości filiżanki, odkładam ją na spodek. Puk!

Cheeky Elf idzie często w moje ślady - wie jakie to ważne pisać książki, więc nie ma żadnego "ale" czy "później"... "Piszemy" mówi stanowczym głosem. "Piszemy" odpowiadam mu i otwieram laptop. Różnie bywa z pisaniem - czasami uda nam się sklecić kilka zdań przez calutki dzień, innym razem - aż kilka stron przez kilka godzin. W miarę pisania nabieramy apetytu tzn. tempa. Bywają dni, kiedy nie mam ochoty przestać stukać palcami w klawiaturę, a tekst automatycznie pojawia się linijka za linijką, jakby to nie moje palce były powodem jego pojawienia się, a jakaś magia!

Staramy się pisać codziennie, nie zawsze jednak nam to wychodzi. Zdarza się, że muszę zająć się przyziemnymi sprawami, takimi jak: gotowanie, pranie, mycie naczyń czy karmienie zwierzątek! :) Uważam, że każdy chcący pisać książki lub opowiadania, powinien mieć jakieś inne zajęcia w domu albo hobby. Oderwanie się od pisania ma swoje plusy - przede wszystkim - plusem jest odpoczynek. Umysł pisarza pracuje na bardzo szybkich obrotach, więc relaks jest jak najbardziej wskazany...

Są też takie dni, kiedy zamiast pisać, przeglądam internet - i nie mam tutaj na myśli Facebook'a - aby znaleźć odpowiedzi na różne pytania, które często nie dają mi spokojnie usnąć. Razem z Cheeky'm Elfem nazywamy to pracami badawczymi albo po prostu studiami. Jeśli podczas pisania książki pojawia się jakiś mały problem, najpierw załamujemy ręce, a potem mówimy sobie: "Głowa do góry! Nic jeszcze straconego. Poszukajmy odpowiedzi w internecie."

cdn.

niedziela, 8 maja 2011

Wędrówka do biblioteki

Mój stosik z nieprzeczytanymi książkami wciąż rośnie! Co z tego? Dzisiaj wybrałam się znowu do biblioteki. Słowo daję, aby tylko oddać pożyczone książki! Dopóki nie przekroczyłam progu gmachu biblioteki, Cheeky Elf siedział spokojnie w kieszeni mojej kurtki. Wychylił swój nos i zaczął wąchać.

"Ukryj się" szepnęłam do niego, lecz on mnie zignorował.
"Ktoś może cię zobaczyć" rzekłam już nieco głośniej.
Jakaś starsza kobieta spojrzała na mnie kątem oka. Speszyłam się. Pośpiesznie uciekłam do działu książek dla dzieci i młodzieży.

"Co dzisiaj pożyczymy?" zapytał Cheeky Elf z ciekawością.
"Mamy co czytać" odpowiedziałam i ruszyłam ku wyjściu.
"Chcę jakąś książkę o dalekich krewnych mojego najlepszego przyjaciela" wtrącił Cheeky Elf, a potem dodał: "Jeśli nie, to ta starsza kobieta na pewno dowie się, że tutaj jestem"
"No dobrze, ale szybko, bo nie mam czasu".

Cheeky Elf wyskoczył z mojej kieszeni na jedną z półek i zaczął szukać książki o "jakiś dalekich krewnych swojego najlepszego przyjaciela".
"Pośpiesz się" ponaglałam go.

W końcu znalazł to co chciał i wyszliśmy z biblioteki z trzema nowymi książkami... Właśnie idziemy razem czytać... :) Życzymy również miłych chwil z książkami w rękach!

piątek, 6 maja 2011

The best of...

Witam ponownie! Dziękuję za komentarze. Przyznam szczerze, że to Cheeky Elf przypomina mi ciągle o nich - mówi, abym sprawdziła czy ktoś napisał do nas. "Sprawdź, proszę czy są jakieś komentarze" błaga mnie za każdym razem, kiedy włączam komputer i internet. Odpowiadam mu czasami, że nie mam czasu ;), a on zaczyna mnie... szantażować! "Jeśli nie sprawdzisz, polecę swoje usługi komu innemu" No mówię Wam, straszny z niego urwis...

Jeszcze raz dziękuję więc za komentarze!

O czym będzie dzisiejszy post na moim blogu? Dobrze, że mam czas przemyśleć to w pracy i nie muszę główkować w domu...

Napiszę krótko o mojej stołówce ;) a właściwie o tym, co w niej znalazłam - takie małe "leaflets", czyli ulotki. A o czym? O jedzeniu, a o czym by innym. Brytyjczycy lubią jeść. Dużo. Bardzo dużo. Nie to jednak mnie fascynuje, ale ulotki, o które poprosiłam panią kelnerkę.
leaflet no.1

leaflet no.2

zbliżenie
Pani kelnerka spojrzała na mnie jak na wariatkę. Wzruszyłam tylko ramionami. Podobno każdy pisarz ma "nierówno pod sufitem". Cha, cha! Po co mi te ulotki? Z trzech powodów:
a) na pamiątkę
b) aby Wam pokazać jak Brytyjczycy lubują się w jedzeniu
c) chciałam Wam przedstawić moją ulubioną potrawę (na zdjęciu pod tytułem: "zbliżenie") - a zwaną Shepard's Pie

Istnieje jeszcze jeden powód dlaczego chciałam Wam pokazać ulotki, które mnie zafascynowały. Przyjrzyjcie się bliżej - co widzicie? Ja dostrzegłam - w górnym prawym rogu znaczka - małe rysunki. Na tym powyżej widzę samochód Mini... Jak widać czasami szczegóły grają bardzo ważną rolę. Szkoda, że nie wszyscy to widzą ;) Pozdrawiam!

czwartek, 5 maja 2011

Podszlifowanie języka

Dzisiaj mam nieco więcej czasu... Cii, Cheeky Elf jeszcze śpi, padł do swojego łóżeczka (w moim starym kapciu) jak mi wytłumaczył "jest zmęczony podróżą do Krainy Elfów", nie było go u mnie całe wczorajsze popołudnie, wrócił dopiero dwie godziny temu....

Udało mi się dokończyć wczorajszego posta (zapraszam do czytania!), a teraz pora na nowego!

Na blogach innych użytkowników dowiaduje się co każdy z nich obecnie czyta. Ja też czytam, tylko nie po polsku, a po angielsku. Najpierw zaczynałam od bardzo cieniutkich książeczek dla dzieci, aby nabrać odwagi i pewności, że ja też umiem czytać po angielsku ze zrozumieniem. Teraz czytam trochę grubsze powieści, aby zaznajomić się z innym rodzajem języka obcego, czyli tym bardziej dojrzalszym i trudniejszym. Czytanie jakiejkolwiek książki w obcym języku to świetna zabawa i świetna okazja na doszlifowanie języka! Radzę nie poddawać się, kiedy natchniemy się na trudniejsze wyrazy, mnie też to się zdarza. Co wtedy robię? Czasami czytam dalej, nie przejmując się tym słowem albo zerkam do słownika i sprawdzam co ono oznacza.

A Wy co robicie, aby przebrnąc przez książkę bez niepotrzebnego obgryzania paznokci i główkowaniu co oznacza każde pojedyńcze słowo?

A na koniec, zdjęcie okładki książki, którą czytam:
wydanie z 2007 roku
Więcej o niej napiszę, kiedy ją przeczytam!

środa, 4 maja 2011

Święta, święta i po świętach (i na szczęście!)

Bank Holiday weekend to zmora dla podróżujących autobusem! Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że przystanki pustoszeją - i to nie dlatego, że nie ma chętnych do podróży (wręcz przeciwnie, ich jest naprawdę sporo!), ale nie ma potrzebnej ilości kierowców autobusów. I tu pojawia się ten główny problem, bo autobus przecież nie ruszy bez kierowcy, prawda? Jednym słowem - "public transport services" nagle umiera. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Ojojoj... Raz czekałam na autobus... aż 50 minut, a kierowca pewnie wolał kufel zimnego piwa od prowadzenia busu pełnego pasażerów... :)

Cheeky Elf mówi, że nie ma takiego problemu. Wydaje mi się, że to dzięki skrzydełkom, które podarowała mu Natura. Szczęściarz!

Nic więc dziwnego, że większość Brytyjczyków decyduje się na kupno własnego samochodu i woli nim jeździć niż autobusem. Przynajmniej ma jakąś pewność, że nie spóźni się do pracy (hej, kierowcy autobusów! słuchajcie! niektórzy pracują w bank holiday!)

Do czego jednak zmierzam. Ano... Jak już napisałam wyżej - Bank Holiday Weekend to zmora! I na szczęście dwa weekendy minęły, a wraz z nimi te okropne Bank Holidays. Oczywiście, że jeden weekend można wytrzymać, ale drugi... i to tydzień po - to już przesada! Królowa (czy na pewno ona?) zdecydowała, że Brytyjczykom należy się dodatkowy Bank Holiday i wprowadziła w kalendarz nowe narodowe święto, czyli dzień ślubu Williama i Kate. A bo co? Niech ludzie idą sobie świętować i pić w pubach. Hej, hola, hola - zapomniało się o tych, którzy muszą jednak pracować? Co z tymi, którzy muszą jechać do pracy autobusem???

Cheeky Elf podpowiada mi, że są też plusy tego Banku Holiday. Zgadzam się z nim! Jeśli chodzi o 29 kwietnia 2011 roku, niektóre ulice, sklepy czy dachy samochodów zdobiły brytyjskie flagi. Oto jeden z przykładów (na zdjęciu), że mówimy prawdę!
Bank Holiday Weekend
Jak sami widzicie - nad ulicą powiewają flagi, a w tle widać ludzi pijących Stellę albo Guinessa.
Świetny widok, co?

Och, Cheeky Elf jest spragniony i poprosił mnie o kubek gorącej czekolady - muszę więc iść i nastawic czajnik... Pa!

wtorek, 3 maja 2011

Car boot sale!

Witamy w ten piękny, słoneczny dzień 3 maja! Co macie dzisiaj w planach? My, niestety, jesteśmy zmuszeni szykować się do pracy tzn. ja idę do pracy, a Cheeky Elf pomaga mi szykować kanapki, prasować spodnie i popycha mnie w stronę wyjścia. "Już czas!" krzyczy mi w ucho. "Idź, bo się spóźnisz!"
Jakie to niesprawiedliwe, że w Dniu Konstytucji muszę pracować. Rzecz w tym, że Brytyjczycy nie obchodzą 3 Maja...

Jak poprawić sobie więc humor, pytam sama siebie. Czasami lepiej nie dzielić się myślami z Cheeky Elfem, bo on - jako bardzo stary i doświadczony elf - zawsze ma na wszystko przygotowaną odpowiedź. Odpowiedź, która nie zawsze mnie usatysfakcjonuje.
"Może powspominamy car boot sale i wytłumaczymy niektórym co to oznacza?!!" podpowiedział Cheeky Elf, czytając w moich myślach. Co za pech! ;)

Zgoda.
Opowiem Wam krótko o car boot sale. Zazwyczaj wydarzenie to ma miejsce w letnim sezonie, a u Brytyjczyków oznacza to - od marca do września. Mieszkańcy dowiadują się o planowanym car boot sale z lokalnych gazet, z ulotek albo po prostu z plakatów wywieszonych na przydrożnych słupach. Brytyjczycy wprost uwielbiają car boot sales, często przychodzą całymi rodzinami, aby szperać pomiędzy starymi rzeczami... Pytanie: jak to wygląda? Kilku zainteresowanych sprzedażą rzeczy niepotrzebnych lub starych zgłasza swoje uczestnictwo w sprzedaży. Przyjeżdżają na wyznaczone miejsce i rozkładają rzeczy na starych kocach, wywieszają na metalowych wieszakach, czy wykładają w otwartych bagażniku.
Na car boot sale można znaleźć wiele ciekawych książek, zabawek dla dzieci i ubrań - wszystko co nie nadaje się jednym, przyda się drugim!

Cheeky Elf właśnie uderzył mnie łokciem w bok i oznajmił, że w Polsce też są przecież tzw. car boot sale, zwane po prostu - kiermasze staroci. Twierdzę jednak, że różnica tkwi w tym, że tutaj u Brytyjczyków można kupić rzeczy bardzo tanio, nawet za kilka pensów... ;)

poniedziałek, 2 maja 2011

Majówka z książkami dla dzieci, ale po angielsku :)

Weekend majowy zapowiada się obiecująco! Prawdziwie wiosenna pogoda i stosik książek do czytania na leżaku... Problem w tym, że nie mam leżaka...

Cheeky Elf namówił mnie do odpoczynku; jak powiedział: "Po ciężkich miesiącach pracy nad nowymi książkami, należy ci się chwila relaksu. Chodź, pojedziemy na tzw. "car boot sale" i poszukamy jakiś interesujących pozycji książkowych." Wyruszyliśmy niezwłocznie, a na miejscu znaleźliśmy kilka ciekawych książek do czytania.

Pierwszą książką jest opowieść Nick'a Butterworth'a "Jingle Bells" wyd. HarperCollins.
wydanie z 1998 roku
 Książki tego pisarza mają to w sobie, że szybko przyciągają uwagę Młodego Czytelnika (i nie tylko! jak widać ja z Cheeky'm Elfem też nie mogliśmy się oprzeć!). Cała seria cudownych ilustracji pełnych detali i kolorów, przyjemnie brzmiące imiona głównych bohaterów, a przede wszystkim - mądry tekst, który czytany na głos, szybko wpada w ucho. Cheeky Elf cieszył się jak dziecko podczas czytania, a kiedy skończyłam - zmartwił się nieco, że to już koniec.

Szybko jednak powiedziałam, że mamy jeszcze jedną książkę w zanadrzu.

"Co tym razem?" zapytał ciekawy. "Mogę spojrzeć?" Przytaknęłam głową, więc wdrapał się po moich plecach i usiadł wygodnie na moim ramieniu.
"Stąd lepiej będę widział wszystkie obrazki" zapewnił mnie.

Uśmiechnęłam się tylko pod nosem, a potem sięgnęłam po następną książkę, którą kupiliśmy za jedyne... 30 pensów, co w przeliczeniu na złotówki wynosi mniej niż 2 złote!

Drugą książką okazała się krótka historia Roald'a Dahl'a pod tytułem: "The magic finger" (tł. "Czarodziejski palec") tego samego wydawnictwa co wyżej.
oryginalnie wydana w 1968 roku

Roald Dahl cieszył się (i wciąż się cieszy) ogromną popularnością, szczególnie wśród dzieci, bo do nich skierowane były i są Jego książki.

"The magic finger" to bardzo krótka, zabawna i pouczająca historyjka o pewnej ośmioletniej dziewczynce, która pod wpływem gniewu każe (czytaj: rzuca czar na) rodzinę Greggów. Co dzieje się z panem i panią Gregg oraz dwójką ich synów? Dowiecie się, kiedy przeczytacie tę pozycję... Polecam!

Cheeky Elf rzekł tylko: "Chciałbym mieć taki palec - wtedy inaczej potoczyłaby się moja historia ze świąteczną choinką."

To chyba wszystko, Moi Drodzy, na dzisiaj...

Do usłyszenia wkrótce...

niedziela, 1 maja 2011

Powitanie!

Wspólnie z moimi małymi przyjaciółmi, w szczególności z Cheeky Elfem, chcielibyśmy powitać Was na naszym blogu - Cheekylandia i mamy cichą nadzieję, że zostaniecie naszymi znajomymi ;)

Jak doszło do tego, że w końcu zdecydowaliśmy się ujawnić szerszemu gronu? W okresie świątecznym wylądowaliśmy nakanapie.pl jako goście (http://nakanapie.pl/forum/autorzy/1608/maria-izabela-fuss-polscy-autorzy-nakanapie-pl?p=1) i pewna Pani (pozdrawiamy ją serdecznie!) uzmysłowiła nam jak bardzo jest ważne prowadzenie własnego blogu. Cheeky Elf wytargał mnie za uszy i niezwłocznie kazał zabrać się do pracy... co oczywiście czynię! :)

Skąd pomysł na nazwanie blogu Cheekylandia? To proste jak drut. Cheeky Elf maczał w tym palce ;)

Pozdrawiamy!